wtorek, 27 grudnia 2011

Kambodża - 25-26.IX.2010

Dziś zaczynam pisanie nowego bloga, który poświęcony będzie tematyce podróżniczo-turystycznej, w której będę zawierał swoje wrażenia z moim wypraw za granicę. Dziś zamieszczam relację z mojego bardzo krótkiego pobytu w Kambodży. W kraju tym odwiedziłem, niestety, tylko stolice, czyli Phnom Penh.
Podróż moja zaczęła się na lotnisku Suvarnabhumi w Bangkoku. Bilety zakupione, jeszcze w Polsce, na lot BKK-PNH-BKK, na stronie internetowej linii lotniczej AirAsia. Bilet powrotny kosztował, w przeliczeniu około 200 PLN. W poczekalni na lotnisku byłem bardzo zaskoczony, gdyż oczekiwałem głównie pasażerów narodowości tajskiej i kambodżańskiej, a o dziwo najwięcej było Niemców, Amerykanów i Australijczyków, jedynie około 5% pasażerów to była ludność azjatycka. 

Wystartowaliśmy o czasie. Serwis na pokładzie wyśmienity, stewardesy piękne, przesympatyczne i naturalnie uśmiechnięte. Lot trwał godzinę, podczas lotu mogłem podziwiać widoki zza okna. 

Kambodżańskie tereny zalewowe.


Phnom Penh i rzeka Tonle Sap z lotu ptaka.


Zabudowania Phnom Penh widoczne na kilka sekund przed lądowaniem.


Po wylądowaniu na lotnisku Pochentong w Phnom Penh.


Lotnisko Pochentong jest małe, ale bardzo miłe, przytulne, obsługa dosyć sympatyczna. Po wylądowaniu ustawiam się w kolejkę po wizę. Kolejka szybko idzie i po około 5 minutach mam już wizę w paszporcie. Wiza kosztuje 20 USD. Zaraz po tej operacji wychodzę z terminalu, na zewnątrz wita mnie 38 stopni Celsjusza i 90% wilgotność. Ufff, ledwo się oddycha w takich warunkach. Biorę taksówkę i jadę do centrum do hotelu Top Banana Guesthouse. Tani, dość miły hotelik w centrum Phnom Penh, nocleg kosztował ... 7 USD. Po rozpakowaniu się w hotelu, wybieram się na miasto. Phnom Penh spowite jest już ciemnościami, odwiedzam miła restauracyjkę, sklep z płytami, gdzie kupiłem na CD UB 40 i The Police, sprzedawca powiedział, że są 'oridżinal', kosztowały po 1,50 USD, a były zafoliowane, w rzeczywistości pewnie tłoczone w Kambodzy lub Tajlandii, ale grają nieźle, ale ciekawostką może być to, że ostatni numer na UB 40 to ... Michael Jackson, hehehe, taki bonus. Mimo, że oficjalną walutą Kambodży są riele kambodżańskie, to najbardziej powszechną walutą jest dolar amerykański i ceny podawane są głównie w USD. Odwiedziłem także dwa puby przed snem, w jednym gra w bilarda i whisky, a w drugim, którego właścicielem był Australijczyk, spędziłem miły czas przy piwku z Kanadyjczykiem, który pół roku wcześniej przeniósł się właśnie do Phnom Penh.

Moi nowi znajomi z Kambodży.



Pomnik Niepodległości wieczorowa porą.


Rano, po śniadaniu wybieram się a kilkugodzinne zwiedzanie stolicy Kambodży. Ogólnie rzecz biorąc Phnom Penh mnie zauroczyło. Swoja architekturą, zabytkami, restauracjami, ludźmi. Stolica Kambodży dość szybko się rozwija, co widać, jakkolwiek nie brakuje w niej tych, że tak to nazwę, brzydszych ulic, gdzie widać, że za bogato nie jest. Pomimo tego, co udało mi się wyczytać o Phnom Penh, przed przyjazdem do Kambodży, że to dość niebezpieczne miasto, ścisłe centrum także, to muszę przyznać, że na ulicach stolicy czułem się bardzo bezpiecznie. Jedynie co mi przeszkadzało, to ... pogoda, prawie 40 stopni i prawie stuprocentowa wilgotność oraz kierowcy tuk-tuków, którzy co parę sekund natrętnie namawiali na skorzystanie z tego środka lokomocji. Poniżej przedstawiam kilka fotografii z Phnom Penh.

Okolice centrum.




Plac przy bulwarze Samdach Sothearos.

 
Budynki rządowe.



Ciekawa rzeźba (niestety nie wiem, co to jest), koło zespołu pałacowego.


Chwile potem odwiedzam zespół pałacowy z Pałacem Królewskim i Srebrną pagodą. Do zespołu pałacowego nie można wejść w koszulce na ramiączkach, a akurat taką miałem na sobie. Dobrze, że w torbie od aparatu miałem także koszulkę z rękawkami, ale z czaszką na froncie, co jednak zarządcom zespołu pałacowego nie przeszkadzało i mogłem spokojnie rozpocząć zwiedzanie. Do Pałacu Królewskiego można wejść, obowiązkowo zdejmując buty przed wizytą, zostawiając je przed wejście. Ogólnie rzecz biorąc, cały zespół pałacowy, to przepiękny kompleks zabytków i ogrodów, bardzo ładnie zachowany, chyba dość często restaurowany, bo wyglądał, jakby upływ czasu go nie dotykał.  Poniżej kilka fotografii z tego miejsca.

Plan kompleksu pałacowego.


Pałac Królewski.






Okolice Pałacu Królewskiego.


Srebrna Pagoda.




 Wewnątrz zespołu pałacowego jest pełno zieleni i mniejszej architektury. 



Przy srebrnej Pagodzie możemy podziwiać miniaturę Angkor Wat.


Mur okalający Srebrną Pagodę jest przyozdobiony, od wewnątrz, przepięknymi malowidłami. 


Po zwiedzaniu kompleksu pałacowego wybrałem się na dalsze zwiedzanie Phnom Penh.

Teatr Chatomuk.


Ministerstwo Kultu i Religii.



Mok Vaeng.


Sisowath Quay nad rzeką Tonle Sap. Wśró powiewających flag, jest także flaga Polski.

  
Statek turystyczny na Tonle Sap.
 

Bulwar Preah Sisovath. 




Dalej idąc dotarłem do Wat Phnom, ciekawej małej świątyni na wzgórzu, gdzie spotkałem małego futrzastego przyjaciela.




Niedaleko Wat Phnom możemy podziwiać taki osobliwy zegar, działający.


Idąc dalej, natknąłem się na ruiny budynków i te nowocześniejsze budowle, wśród których góruje Canadia Tower, siedziba banku i miejsce handlowe. W dniu, w którym zwiedzałem Phnom Penh w Canadia Tower odbywały się targi rozmaitości, od kosmetyków, aż po zaawansowaną elektronikę. Przy wystawiających i odwiedzających wystawe, wyglądałem jak nędzarz, jak ktoś kto urwał się z choinki.




Ulica Preah Ang Duong i typowy dla Kambodży ruch. Pełno motorowerów, motocykli i wszędobylskich tuk-tuków. Wśród samochodów królują ... Lexusy i to te terenowe, szok. Mimo, że miejscami są światła to trzeba uważać, gdyż kierowcy kambodżańscy nie za bardzo się tym przejmują, co stwarza dosyć duże zagrożenie dla pieszych. Na jednej ulicy stałem chyba z 6 minut by przejść na drugą stronę, w końcu dałem za wygraną i poszedłem gdzieś indziej.



Jedna z typowych, starokolonialnych bocznych uliczek Phnom Penh.


Po zwiedzaniu Phnom Penh postanowiłem, że czas najwyższy udać się na lotnisko Pochentong, gdyż zbliżał się czas mojego powrotu do Bangkoku. Wziąłem tuk-tuka w przejażdżkę na lotnisko. Podróż z centrum zajęła około 30 minut, przez ten czas mogłem podziwiać obrzeżne uliczki stolicy, z jarmarkami, straganami, szkołami, uniwersytetem i innymi ciekawymi zakątkami, tymi mniej ciekawymi także. Po dojechaniu do lotniska, kierowca tuk-tuka podał cenę, taka przejażdżka wyniosła 8 USD. Wszedłem do terminalu, wysłałem kartki do Polski na lotniskowej poczcie, w mieście nie udało mi się takowej znaleźć, przycupnąłem, koło mnie usiadł policjant kambodżańskiej policji, który zagadał mnie sympatycznie i z którym na moim aparacie obejrzeliśmy fotki moje zrobione w Phnom Penh. Powiedział jedno - "profeszjonal'. Uśmiechnął się, podał rękę i odszedł. Ustawiłem się w kolejce do check-inu i tu niespodzianka. Gdy już się odprawiałem, pani przy stanowisku powiedziała, że mnie nie wypuści, bo nie mam ważnej wizy tajskiej. Dopiero po interwencji jej przełożonego i moich tłumaczeniach, że wizę odbiorę na lotnisku Suvarnabhumi, wizę "on arrival', wydrukowała kartę pokładową i ślicznym uśmiechem pożegnała mnie. Przed kontrolą paszportową musiałem uiścić jeszcze kambodżańską opłatę wyjazdową w wysokości 25 USD. W strefie odlotów, zakupiłem troszkę kambodżańskich słodkości i innych pamiątek i zaraz trzeba było wsiadać, na pokład AirAsia. Po zwiedzaniu Phnom Penh w straszliwym ukropie byłem tak zmęczony, że cały lot przespałem i obudziłem się już w Bangkoku.

Ogólnie rzecz biorąc, Kambodża, jej stolica Phnom Penh, to miejsce godne zwiedzenia. Miejsce pełne przyjaznych ludzi, pięknych uśmiechniętych kobiet, pysznego, taniego jedzenia. Miasto, w którym pełno jest ciekawych zabytków, restauracji, pubów prowadzonych przez obcokrajowców. Miasto ciekawe i szybko zmieniające się, coraz bardziej nowoczesne. Warto się wybrać teraz, póki jeszcze sporo tego dawnego klimatu Phnom Penh jest obecne na każdym kroku.