sobota, 14 stycznia 2012

Brazylia, Argentyna 22.V - 02.VI.2010 - Część 1

Dziś zamieszczam relację z mojego ponad tygodniowego pobytu w Brazylii i bardzo krótkiego w Argentynie.  Relację podzieliłem na dwie części, dziś część pierwsza. W czasie tej podróży odwiedziłem Kurytybę, Foz de Iguasu, Antoninę, Morretes i Caiobę w Brazylii i Cataratas del Iguazu w Argentynie. Wyjazd był służbowy, jakkolwiek wolne chwile i dni postanowiłem wykorzystać na zwiedzanie i poznawanie ciekawostek Brazylii. Dziś część o Kurytybie.

Podróż moja zaczęła się na lotnisku w Gdańsku, skąd przez Monachium poleciałem do Sao Paulo, po czym udałem się do Kurytyby. Trasa GDN-MUC-GRU-CWB, pokonana została na pokładach linii Lufthansa oraz TAM. Lot do Monachium szybko i miło. Z wielkim za to dreszczykiem adrenaliny czekałem na dwunastoipółgodzinny lot z Monachium do Sao Paulo. Uwielbiam takie długie loty, im dłuższy, tym większą odczuwam radość. Wystartowaliśmy o czasie. Serwis na pokładzie wyśmienity, stewardesy przesympatyczne i naturalnie uśmiechnięte. Zasiadłem tuż za galerią, koło okna. Koło mnie usiadła Brazylijka, która ni be ni me po angielsku, a ja ni be ni me po portugalsku, zaraz zresztą szybko zasnęła, ja próbowałem także zasnąć, jakkolwiek ciężko mi było, na osłodę sympatyczna stewardesa co chwila donosiła mi smakowite maciupkie buteleczki whisky i tym sobie osłodziłem nocny lot. Co ciekawe, samolot posiadał PTV, czyli, przy każdym siedzeniu były monitorki i można było sobie słuchać muzyki, oglądać filmy i grać w gry oraz śledzić lot. Patrząc, że przede mną nie ma siedzenia, uznałem, że nie mam tez dostępu do PTV. Po locie okazało się, że monitorek był ukryty w oparciu mojego fotela. Taki to już ze mnie gapa. Na lotnisku Gurulhos w Sao Paulo wylądowaliśmy o czasie, czyli piątej rano. Tam, miałem czekać aż 6 godzin na lot do Kurytyby, ale udało mi się, w centrum obsługi TAM, przenieść rezerwację na lot wcześniejszy o 3 godziny. Lotnisko Guarulhos nie zachwyca urodą ani z zewnątrz ani wewnątrz, na szczęście karta Diners Club sprawiła, że czas oczekiwania na samolot do Kurytyby spędziłem w saloniku biznesowym.

Port Lotniczy Sao Paulo - Guarulhos z zewnątrz, wielki, przytłaczający gmach.


Lot z Sao Paulo do Kurytyby trwał nie całą godzinę i był bardzo przyjemny, co ciekawe, w czasie tak krótkiego lotu, zaserwowana ciepłą, smaczną przekąskę. Poniżej możecie zobaczyć, jak wygląda lotnisko w Kurytybie.


Po wylądowaniu, odebrałem bagaże, wymieniłem euro na brazylijskie riale i zamówiłem taksówkę do hotelu w Kurytybie. Jadąc mijałem obrzeża Kurytyby, które najprościej mówiąc, nie napawały optymizmem przed spędzeniem kolejnych dni w kraju kawy. Okolica naprawdę nieciekawa, co najbardziej rzuciło się w oczy, to fakt, że pośród tej zaniedbanej, opuszczonej przez boga okolicy, prawie co drugi sklep oferował ... baseny na sprzedaż. Po kilkunastu chwilach zajechaliśmy do centrum Kurytyby. W mieście roi się od wysokich budynków, są to głownie hotele i apartamentowce, których elewacja w większości to takie małe kwadratowe glazurowe kafelki. Dodatkowo, co nam , europejczykom, rzuca się w oczy, to widok mnóstwa wiszących kabli. W Brazylii wszystkie kable są na powietrzu, nikt tam nie zdecydował się schować ich do ziemi. Po przyjeździe do hotelu, po długiej podróży z Polski, postanowiłem wziąć prysznic i padłem na twarz na wielkim hotelowym łóżku.
Następnego dnia, jako że była niedziela i nie musiałem wypełniać służbowych obowiązków, postanowiłem zwiedzić Kurytybę. Wybrałem się w tour dookoła Kurytyby linią Linha Turismo, podczas którego w jednej cenie można było odwiedzić 4 z 25 najciekawszych miejsc miasta, na trasie touru. Autobus odjeżdża z każdego miejsca co 30 minut i trwa 2,5 godziny. Ja sam wybrałem się w tour począwszy od wieży telewizyjnej i zawitałem do ogrodu botanicznego, polskiego memoriału, opery i parku Tangua. Ale wracając do wieży telewizyjnej, można ją zwiedzić i wjechać na taras widokowy, skąd rozpościera się widok na cała Kurytybę.



.
Następnie ogród botaniczny - Jardim Botanico de Curitiba.


Z parku botanicznego udałem się do polskiego memoriału, czyli Memorial da Imigracao Polonesa Kurytyba, to drugie największe polskie miasto po Chicago poza granicami Polski. Osiedlili się tu polscy emigranci w XIX wieku, tak zwana emigracja rozbiorowa. Polskich nazwisk faktycznie w Kurytybie jest bardzo dużo, jakkolwiek obecnie niewiele osób w mieście mówi po polsku. W samym memoriale spotkałem kobietę sprzedająca pamiątki, która świetnie mówiła po polsku.


Przy polskim memoriale znajduje się także Kawiarnia Krakowiak, która jest także małą restauracyjką. Wewnątrz wystrojona jest na starą polską chatę, w której aż roi się od polskich akcentów. W Krakowiaku można zjeść pierogi, gołąbki i inne dania kojarzące się z Polską, jakkolwiek gołąbki i pierogi nie przypominały tego, co znamy z polskich stołów, smakowały i wyglądały zupełnie inaczej. W Krakowiaku niestety nikt, a ni właściciel, ani obsługa nie mówi po polsku.


Park Tangua.


Podczas kilku następnych dni udało mi się zobaczyć inne zakamarki miasta, między innymi Japoński Skwer, który znajdował się w pobliżu mojego hotelu.



Kurytyba też może pochwalić się takimi oto osobliwymi przybytkami, które dla nas Polaków mogą wydawać się niejednoznaczne, zważywszy, że widzi się takie logo firmy, jak te poniżej.


Podczas pobytu w Kurytybie, udało mi się także, dzięki uprzejmości Ricardo, Brazylijczyka, który pracował w firmie, którą wizytowałem, pójść na mecz ekstraklasy brazylijskiej. Grało miejscowe Atletico Paranaense z Atletico Goianense. Mecz odbył się na stadionie Arena de Baixada, arenie, która w 2014 roku będzie gościć uczestników piłkarskich mistrzostw świata. Stadion bardzo monumentalny z zewnątrz, bardzo betonowy i ciężki, w środku lekki i przyjemny. Wewnątrz stadionu, pełno punktów gastronomicznych serwujących brazylijskie przekąski i napoje oraz możemy także wstąpić do sklepu dla fanów miejscowej drużyny. Na stadionie, wszystkie miejsca są ponumerowane i ... na każdym siedzisku jest naklejka z imieniem i nazwiskiem osoby, która ma wykupione miejsce na stadionie. Ja sam zasiadłem na miejscu kumpla Ricardo, który z przyjemnością odstąpił mi karnet na ten mecz. Atmosfera meczu fantastyczna, fani szaleją, pełna wrzawa, typowa 'brazyliana'. Sam mecz ciekawy, szybki, pełen podbramkowych akcji i ... żółtych i czerwonych kartek. Mecz zakończył się wynikiem 2 : 1 dla gospodarzy. W lidze brazylijskiej mecze rozgrywane są prawie każdego dnia w tygodniu.

 
Ogólnie rzecz biorąc, Kurytyba na pierwszy rzut oka może nie przypaść do gustu, razić obrzeżami, swoim przytłaczającym centrum, ilością bezdomnych ludzi i czasami niezbyt czystymi ulicami, jakkolwiek to miasto zyskuje z każdym dniem. Zyskuje najbardziej, gdy zaczynamy poznawać ludzi, którzy są bardzo sympatyczni i mile nastawieni do obcych. Mimo, że większość tam osób nie mówi po angielsku, to w swoim języku potrafią zagadać każdego obcokrajowca. Dodatkowo, w Kurytybie możemy pysznie zjeść, zakosztować typowej kuchni brazylijskiej i kuchni z każdego kontynentu, jak zauważyliście, nawet polskiej. W mieście jest też duża liczba pubów, w których napijemy się dobrego piwa, cachacy, a także pooglądamy mecze ligi brazylijskiej na wielu telebimach. Ci którzy liczą na żar Rio de Janeiro, tego w Kurytybie nie zastaną, jakkolwiek miasto jest godne zobaczenia i skosztowania jego widoków, zapachów i smaków.