niedziela, 15 grudnia 2019

Korea Północna (Chongsanri) - IX.2019

W kolejnym odcinku opowieści o Korei Północnej, chciałbym zabrać was do jednej z wiosek, która jest jednym z punktów programu wycieczek do tego kraju, a mianowicie Chongsanri. Leży ona gdzieś w połowie drogi pomiędzy stolicą kraju Pjongjangiem, a nadmorskim miastem Nampo. Przedstawiana jest turystom, jako jedna z wielu modelowych wsi w KRLD. 


Jadąc autostradą nad Morze Żółte, przemieszczających się turystów i Koreańczyków, przed wizytą w samym Chongsanri, wita olbrzymi, lśniący pomnik, który przedstawia Prezydenta Kim Il Sunga w towarzystwie chłopów i pracowników, jakbyśmy to nazwali po polsku, państwowego gospodarstwa rolniczego. Uśmiechnięci, pełni energii, zapału do pracy pracownicy gospodarstwa rolnego, podążający za swoim prezydentem, który spogląda na północnokoreańskie ziemie, pełne urodzaju i wszelkich dobrodziejstw, jakie oferuje rolnictwo. 



Sama wioska, to spokojna, w porównaniu do stolicy kraju, enklawa, gdzie życie toczy się bardzo wolno. Brak samochodów osobowych, rekompensują widziane, co jakiś czas rowery, skuterki oraz pojazdy dostawcze i ciężarowe, należące do gospodarstwa. aje wiosce. Przechadzając się po gospodarstwie, najpierw oczom naszym ukazują się elementy typowe dla każdego miejsca w Korei Północnej, czyli budynek ichniejszego sołectwa, starostwa, czy jak tam to oni nazywają. Mamy tu także obrazy z Prezydentem oraz kamienne obeliski z portretami przywódców północnokoreańskiego państwa, wraz z cytatami ich odezw do narodu rolniczego kraju. 






W centralnym punkcie wioski usadowiony jest sklep, taki, jakbyśmy u nas w kraju go nazwali, spożywczo-przemysłowy. Mieszkańcy mogą zaopatrzyć się w nim w najpotrzebniejsze produkty spożywcze, w tym także w piwo i północnokoreańską wódkę, a także w produkty higieniczne, produkty gospodarcze i obuwie chociażby. Wybór nie jest specjalnie duży, ale na potrzeby wioski wystarczający. W centralnym punkcie sklepu, tuż nad produktami, oczywiście widnieje propagandowe hasło. Niestety, nie udało mi się dowiedzieć, co tam jest napisane.




Tuż przy sklepie, jak i na całym właściwie obszarze wioski, na ulicy suszą się dobrodziejstwa północnokoreańskiej ziemi, głównie kukurydza, która, oprócz ryżu, jest główną rośliną uprawna w tymże kraju. Można podejść, sprawdzić, dotknąć, spróbować. Co ciekawe, takie suszenie upraw można spotkać nie tylko na wioskach północnokoreańskich, ale także  i w dużych miastach, nawet w Pjongjangu. 



Wokół domostw, każdy skrawek ziemi jest przeznaczony pod uprawę, a mieszkańcy zajmują się swoimi poletkami, jak i dużymi polami wokół wioski, właściwie codziennie.



Oprócz wielkich pół i poletek przydomowych, w Chongsanri istnieje dość duży obszar ogrodniczy, gdzie możemy spotkać areał obsadzony ogórkami, papryką, kapustą i innymi warzywami. Część pół jest odsłoniętych, na części z nich mamy szklarnie i konstrukcje foliowe. Odwiedzając takie miejsce, można podejść do roślin, zerwać i spróbować tego, co wydaje północnokoreańska ziemia. Ja tak, między innymi spróbowałem ostrych papryczek, jak i ogórków. Można, także udać się do magazynu i zakupić dopiero co zerwane warzywa i owoce. Cen nie pamiętam teraz, ale dla turysty nie jest to specjalnie drogo, a smak jest naprawdę wyborny. Ja ogórki to jadłem tak łapczywie, że aż mi się uszy trzęsły.







W wiosce, tuz na jej krańcu, umiejscowione zostały żłobek i przedszkole. W tym drugim, na zewnątrz bawiło się kilkoro dzieci, które dość chętnie rozdawały nam uśmiechy, popisywały się i bardzo mocno chciały wejść w interakcję. W Chongsanri jest także szkoła, ale wybudowana została w zupełnie innym miejscu wioski. Jest też dom kultury, w którym dzieci i młodzież mogą rozwijać swoje talenty muzyczne, taneczne, sportowe, akrobatyczne i inne. Jest w nim także coś na kształt kina.






Jeśli chodzi o dorosłych mieszkańców gospodarstwa, to w porównaniu do opisywanych powyżej berbeci, bardziej zachowawczy, mniej ufni, choć, gdy zacznie się wchodzić z nimi w interakcje, to dystans powoli zaczyna się zmniejszać, pojawia się nawet szeroki uśmiech na twarzy połączony z dużą dozą dobrego humoru. W ogóle, przejeżdżając przez inne różne wioski, widać, jak mieszkańcy rozdają turystom cała masę serdeczności, w postaci uśmiechów i  pozdrowień rękami. Co ciekawe, wszystko bardzo naturalne.




Ogólnie, wizyta w Chongsanri, bardzo mi się podobała. Mimo zachwytu nad metropolią, jaka jest Pjongjang, to pobyt w tejże wiosce, bardzo mnie uspokoił i zrelaksował. Spokój połączony z zapachami różnymi do tych miastowych, naprawdę podładował dość mocno moje akumulatory. Jedne, co mnie zdziwiło, a wręcz zaskoczyło, to fakt, że w tym gospodarstwie nie ujrzałem żadnego ciężkiego sprzętu rolniczego, to znaczy ciągników, kombajnów i innych, które dało się dostrzec przejeżdżając przez inne północnokoreańskie wioski. Jak wspominałem wyżej, Chongsanri to jedna z modelowych wiosek w Korei Północnej. Inne tak nie wyglądają, ale także nie są obrazem jakieś straszliwej biedy, czy nędzy. Wiele z nich podobne jest do tych, które możemy spotkać nawet i u nas, chociażby na północno-wschodnich rubieżach naszego kraju.

niedziela, 24 listopada 2019

Korea Północna (Kaesong) - IX.2019

Dawno na blogu nie było nowego wpisu, więc pora najwyższa tę wyrwę czasową nadrobić i napisać co nieco. Wracam do tematu Korei Północnej, lecz tym razem, kilka słów i fotografii związanych nie z Pjongjangiem, a z miastem położonym tuż przy samej granicy z Koreą Południową. Tym miastem jest Kaesong.

 
Ten duży ośrodek gospodarczy i historyczny, liczy około trzystu tysięcy mieszkańców. Znacznie spokojniejsze niż stolica kraju, ciche wręcz. Na pierwszy rzut oka, widać, że czas w tym nadgranicznym mieście, płynie wolniej niż w stołecznym mieście. Dostrzec można także, że jest biedniejsze niż stolica, jakkolwiek równie ładne i bardzo zielone. Brak tu olbrzymich gmachów, galerii handlowych, nowoczesnych, futurystycznych dzielnic i tego całego zgiełku, który panuje z mieście stołecznym. Jakkolwiek, od razu da się mocno wyczuć, że nadal jesteśmy w Korei Północnej. Tak, jak w stolicy, pełno tu obrazów wodzów, pomników, propagandowych haseł, plakatów i innych. 













Jego historyczna, stara część, wraz z Muzeum Koryo, zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Muzeum to tworzy zespół starych, tradycyjnych koreańskich budynków, których w obecnym czasie, ciężko szukać w całej Korei. 








W ogóle, w tkance miejskiej, pozostało bardzo wiele ze starej tkanki miejskiej, co dodaje wielkiego uroku temu miastu, co pozwala przenieść się trochę w przeszłość Korei Północnej, poczuć ducha tamtych czasów. 
 


Jak wspomniałem wyżej, Kaesong leży nieopodal granicy z Koreą Południową. Dokładnie 8 kilometrów od granic miasta leży Panmundżon, przy samej linii demarkacyjnej. To tam właśnie, pod koniec lipca 1953 roku, podpisano zawieszenie broni, kończąc tym samym wojnę koreańską. Miejsce to, także odwiedziłem, jakkolwiek ze względu na tajfun który przeszedł przez Półwysep Koreański, nie dane mi było zawitać na są granicę, a mnogość wycieczek chińskich, odebrała mi jakąkolwiek radość z fotografowania tego, co mimo wszystko, udało się zobaczyć. 

Co do samego Kaesong, to mimo faktu iż spędziłem w nim tylko około dwóch godzin, to miasto bardzo mi się spodobało i cały czas mam w pamięci, każdy moment mojego pobytu.  Chętnie bym tam wrócił na dłużej, na wypoczynek.