piątek, 25 października 2019

Korea Północna (Pjongjang) - IX.2019 - Część druga

Minęły już prawie dwa tygodnie, od momentu pojawienia się pierwszego wpisu o Korei Północnej, więc nadszedł najwyższy czas, by spłodzić kolejny, by przekazać wam kolejnych kilka informacji i zdjęć, ilustrujących ten kraj. W tym wpisie chciałbym wam pokazać jedno z wielu muzeów, które możemy odwiedzić podczas wizyty w stoli. Tym, które wywarło na mnie ogromne wrażenie, było Muzeum Wielkiej Zwycięskiej Wojny Ojczyźnianej. 

Już po wyjściu z autokaru, nieopodal bramy do tegoż, miejsca, z dala od głównych atrakcji, widać ogrom tego miejsca, majestatyczność pomników, gmachów oraz piękną, monumentalną architekturę i rozwiązania urbanistyczne. Dla każdego, kto uwielbia takie socrealistyczne, potężne budowle, miejsce to będzie jednym wielkim rajem. 




Zewnętrzna ekspozycja, to cała masa pomników, przedstawiających różne formację bohaterskich północnokoreańskich wojsk. Mamy tu przedstawicieli lotnictwa, marynarki wojennej, piechoty, artylerii, samotnych bohaterów, nawołujących do walki. Wszystko ogromnych rozmiarów, a sami żołnierze, ich mimika, pozy, jawią się, jakby były żywe. Mimo mocno propagandowego przekazu, czuje się pewien mistycyzm w tym, dzięki czemu osoba zwiedzająca, niczym za dotknięciem wehikułu czasu, przenosi się na front. Wszystko to w otoczeniu granitów i marmurów, a także soczystej, przystrzyżonej trawy, drzew oraz foontann.







  
Po obu stronach tychże wojennych rzeźb, usytuowane są zewnętrzne ekspozycje sprzętu wojskowego. Wszystko pod dachem. Po lewej stronie od wejścia mamy sprzęt używany przez wojska koreańskie, a po prawej ten, którego używali Amerykanie. Nam dane było zobaczyć sprzęt armii koreańskiej. Można było podziwiać wozy bojowe, działa (armaty, haubice i moździerze), czołgi, samoloty, okręty i łodzie podwodne i inne. Wszystko w idealnym stanie zachowania. Poniżej kilka przykładów tejże zewnętrznej ekspozycji. 
















Kończąc obchód na samolotach MIG-15, udajemy sie do okrętu USS Pueblo, czyli jedynego okrętu armii amerykańskiej, który udało się Koreańczykom odbić. W drodze do niego, mijamy grupkę młodych mieszkańców stolicy, którzy słuchają opowieści, jednego z nielicznych ocalałych żołnierzy północnokoreańskich, który właśnie odbijał wspomniany powyżej okręt. Widząc mnie fotografującego, parę razy pomachał mi, serdecznie mnie pozdrawiając. 


Po krótkiej wizycie na pokładzie amerykańskiej jednostki, ruszamy do głównej atrakcji tegoż miejsca, czyli olbrzymiej budowli gmachu głównego. Potężny budynek pozbawiony okien, jakkolwiek, w moim mniemaniu, bardzo piękny architektonicznie, dostępny dla fotografowania jest tylko z zewnątrz. Wielka szkoda, gdyż wewnątrz tej majestatycznej, szlachetnie zdobionej, pełnej przepychu i ekspozycji budowli, jest cała masa rzeczy do uwiecznienia. Ale, o tym zaraz. Najpierw budynek z zewnątrz.






po przekroczeniu ogromnych wrót muzeum, wchodzi się do olbrzymiego holu, gdzie w centralnym miejscu, stoi ogromna statua przedstawiające młodego Prezydenta Kim Il Sunga pozdrawiającego odwiedzających. Patrząc na tę postać, od razu przychodzi do głowy jedna myśl, że tak naprawdę dzieci dziedziczą chyba najwięcej po dziadkach. Z samego początku, myślałem, że to postać Marszałka Kim Dzong Una, jakkolwiek to był jego dziadek, fundator tego muzeum. W środku, cała masa niezliczonych pomieszczeń, w którym możemy podziwiać cała masę broni, zdjęć, portretów wodzów, map i różnej ilości innych wojennych artefaktów. Puszczane są filmy, wiele atrakcji interaktywnych. Naprawdę, wszystko zrobione bardzo profesjonalnie, nowocześnie i z bardzo wielkim rozmachem. Wszystko opowiedziane, oczywiście z punktu widzenia najechanego, czyli Korei. Nie chciałbym tu wchodzić w szczegóły napaści na ten kraj i samej wojny, jakkolwiek, zniszczenia, jakie ta wojna wywołała, naprawdę są przerażające. W środku muzeum dostepne sa także bary, gdzie można się posilić, a nawet wypić piwo.

Jednym z najciekawszych miejsc w muzeum jest rotunda, olbrzymia oczywiście, która przypomina trochę Panoramę Racławicką, jakkolwiek jest od niej większa i przedstawia sceny z wojny koreańsko-amerykańskiej. Sam obraz jest interaktywny, podświetla się, rusza. Co ciekawe, zlewa się z prawdziwymi przedmiotami, typu czołgi, samoloty i wiele innych, które są jakby przyklejone do tego obrazu. Oglądający to wszystko widz siada w centralnej pozycji rotundy i wraz z opowieścią wojenną, obraca się wokół obrazu. Wszystko przy akompaniamencie narracji i dźwięków bitewnych. Jednym słowem - petarda! Wielka szkoda tylko, że nie można tego fotografować, ani nagrywać. 


Po całym obszarze muzeum, oprowadza pani przewodnik, członek północnokoreańskiej armii, która wspaniałą angielszczyzną, z wielką estymą opowiada historię wojny, historię tego, co wydarzyło się prawie siedemdziesiąt lat temu. W przypadku pani przewodnik, jest to jedna z niewielu okazji w Korei Północnej, kiedy możemy sfotografować żołnierza ichniej armii, a nawet zrobić sobie fotografię z nim. 


Kończąc wpis, muszę przyznać, że powyższe muzeum, było jednym z tych miejsc w Korei Północnej, które wywarło na mnie największe wrażenie, i to w sytuacji, gdy udało mi się zobaczyć, może z pięć procent całej ekspozycji, a może nawet mniej. Czuć pewnego rodzaju magię, mistycyzm w tym miejscu, a także potężnego ducha historii. Dla mnie to punkt obowiązkowy podczas pobytu w Korei Północnej, co wiąże się także z oddaniem szacunku dla tych, którzy walczyli za ten kraj. Wszystkim, którzy maja w planach Koreę Północną, z całego serca polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz